Milenialsi odmienią świat? [Will Millennials Change the World?]

Last Updated: Oct. 1, 2015

September 5, 2015 | By Maciej Jarkowiec

[This article is reprinted here in its original Polish.]

*

Podobieństw do lat 30. poprzedniego wieku jest mnóstwo, ale nie prognozuję nadciągającej wojny. Zwracam tylko uwagę, że w okresie, w którym żyjemy, występuje historyczna konieczność totalnej przebudowy rzeczywistości. Z Neilem Howe'em rozmawia Maciej Jarkowiec.

W 1991 r. senator Al Gore, późniejszy wiceprezydent USA i laureat pokojowego Nobla, rozesłał członkom Kongresu książkę "Generations". Polecał ją jako "najbardziej inspirującą publikację o naszej historii".

Jej autorzy - Neil Howe z Uniwersytetu Yale i William Strauss z Harvardu - podzielili dzieje Ameryki na 18 pokoleń i opisali historię imperium z perspektywy doświadczeń każdej generacji. Odkryli, że pewne typy pokoleń następują po sobie w określonej kolejności. Teoria zakłada, że jeden historyczny cykl obejmuje cztery pokolenia i cztery punkty zwrotne: wzlot (high), przebudzenie (awakening), rozprężenie (unraveling) i kryzys (crisis). Po skończeniu cyklu wszystko zaczyna się od nowa.

W "Pokoleniach" pierwszy raz pojawia się termin "milenialsi" dla określenia generacji, której pierwsi przedstawiciele urodzili się w 1982 r. Howe i Strauss - przedstawiciele pokolenia baby boomers, wyżu demograficznego po drugiej wojnie światowej, które kształtowało kraj przez ostatnie dekady - napisali o milenialsach sześć książek i założyli instytut konsultingowy, z którego usług korzystają dziś korporacje i partie polityczne. Ostatnie zlecenie to raport dla Republikanów, jak zjednać sobie milenialsów.

Milenialsi stali się w tym roku najliczniejszym amerykańskim pokoleniem i największą grupą wyborców.

Rozmawiam z Neilem Howe'em dziesięć dni przed 14. rocznicą pewnego punktu zwrotnego - terrorystycznego ataku na Amerykę.

Maciej Jarkowiec: Gdzie pan był o poranku 11 września 2001 r.?

Neil Howe: Pod prysznicem. Z łazienki wyciągnął mnie dźwięk telefonu. Dzwonił mój najbliższy współpracownik, współautor naszych książek. Powiedział, żebym włączył telewizor. Zostałem przed ekranem do późnego wieczora.

Co pan pomyślał?

Wszyscy myśleliśmy mniej więcej to samo - zastanawialiśmy się, kto to zrobił, ilu ludzi zginie, jakie będą zniszczenia. Czy odbędą się konferencje, w których miałem uczestniczyć. Zamykano przecież lotniska, przestrzeń powietrzną, giełdę. Myślałem, jak zareagujemy jako kraj.

Reakcja była taka, jakiej się pan spodziewał?

Wielu Amerykanom mogła się wydać nazbyt dramatyczna, ale ja nie byłem zaskoczony. Nie zdajemy sobie sprawy, jak szybko strach może odmienić nastrój społeczny. Przez lata tworzymy procedury, ustanawiamy prawa, wymyślamy sposoby obsługiwania rzeczywistości i wydaje nam się, że to coś stałego, że nie można tego zmienić. Potem okazuje się, że można, i to szybko. Do pewnego stopnia tamten przełom ma konsekwencje do dziś. Również na poziomie mentalności. W pociągach metra i wielu miejscach publicznych wiszą napisy "Jak coś widzisz, powiedz coś" - to zachęta do obywatelskiej czujności, do reagowania na dziwne zachowania, pozostawione przedmioty itd. W latach 80. i 90. byłoby to nie do pomyślenia. Mieliśmy liberalne, zindywidualizowane społeczeństwo, w którym każdy robił, co chciał, i nikt nie miał prawa się do tego wtrącać. Teraz nauczyliśmy się akceptować wszechobecne kamery, które obserwują każdy nasz ruch. Przeciętny obywatel jest nagrywany kilkanaście razy dziennie. Do tego dochodzi technologia skanująca i rozpoznająca twarze. Jeśli ktoś chce cię znaleźć, zrobi to bez problemu. To wynika nie tyle z postępu technologii, ile ze zmiany nastroju społecznego.

Często dostaję pytanie: jak Facebook kształtuje młode pokolenie? I zawsze je odwracam: dlaczego młode pokolenie wymyśliło sobie Facebooka?

Dlaczego?

Chcą żyć w szklanych domach. Taka potrzeba komunikacji przyszła najpierw i to z jej powodu stworzyli sobie tę całą technologię.

I ta potrzeba przyszła po 11 września?

To było potężne wydarzenie. Ale - pewnie pana zaskoczę - nie było pokoleniowym punktem zwrotnym. Takim punktem stał się dopiero kryzys, który wybuchł w 2008 r. I wojna światowa też była potężnym wydarzeniem, Ameryka zaangażowała się w nią na ponad rok, na frontach w Europie walczyło wielu Amerykanów, ale nie był to pokoleniowy zwrot. Czasem dziejowe wydarzenia jedynie zapowiadają pokoleniową zmianę, ale same nią nie są. Tak było w przypadku terrorystycznego ataku na USA.

Powód jest prosty - poszczególne pokolenia nie osiągnęły wtedy odpowiedniego wieku. Przebadaliśmy to bardzo dokładnie i wiemy, że pokoleniowe punkty zwrotne następują zaraz po tym, gdy każde pokolenie wchodzi w nową fazę życia. W 2001 r. było za wcześnie - milenialsi jeszcze nie dorośli, pokolenie X nie przejmowało stanowisk kierowniczych, baby boomers nie przechodzili na emeryturę. Za to w 2008 r., kiedy nastąpił kryzys, każde z tych pokoleń wchodziło właśnie w nowy okres. Mieliśmy dyskusję o tym, jak państwo udźwignie starzenie się ludzi z pokolenia powojennego wyżu, Barack Obama, przedstawiciel generacji X, został prezydentem, a prasa pełna była materiałów o tym, jacy są nowi młodzi - milenialsi.

Co więcej, choć 11 września bardzo wpłynął na to, jak Amerykanie patrzą na świat, to wewnętrznie prawie nas nie zmienił. Odczucia Amerykanów dotyczące rodziny, wspólnoty, pracy zostały dramatycznie przekształcone dopiero przez wydarzenia roku 2008.

A ci wszyscy młodzi Amerykanie, którzy wyjechali do Afganistanu i Iraku, epidemia samobójstw wśród weteranów tych wojen, terroryzm niemal bez przerwy w telewizji? Czy to wszystko nie kształtuje pokolenia?

Do pewnego stopnia tak, ale proszę pamiętać, że w erze armii ochotniczej kampanie, jakie toczyliśmy w Afganistanie i Iraku, angażują naprawdę niewielu Amerykanów. To nie II wojna światowa albo Korea czy Wietnam, w których uczestniczyło o wiele więcej żołnierzy. Oczywiście dzisiejsze wojny mają potężny wpływ, ale głównie na bezpośrednich uczestników i ich rodziny.

Weterani wracający z Iraku i Afganistanu mówią, że najbardziej uderzające jest to, że kraj sprawia wrażenie, jakby nie prowadził żadnej wojny. Ameryka nie jest na wojnie, tylko oni.

Młodzi, którzy zgłaszają się na ochotnika, najczęściej pochodzą z biednych, rolniczych regionów. Ich rodziny nie mają łączności z ośrodkami władzy w kraju. W czasie wojny w Wietnamie mieliśmy pobór. Synowie lekarzy, prawników, dziennikarzy, polityków dostawali powołanie i lądowali na froncie w środku dżungli.

Interesujące jest to, że milenialsi z estymą podchodzą do służby publicznej. Mają wielki szacunek dla tych, którzy walczyli na wojnach. Ale sami na wojnę się nie pchają. Nie są "pokoleniem służby dla kraju", tylko pokoleniem "dziękujemy za twoją służbę dla kraju". Większość z nich - młodzi z wielkich miast, z college'ów i uniwersytetów - nie ma żadnego kontaktu z żołnierzami, którzy walczyli na Bliskim Wschodzie.

Kim są milenialsi?

Pokoleniem określamy grupę społeczną, którą spaja pewien system zachowań i postaw, jest świadoma swojej tożsamości i ma konkretne umiejscowienie w historii. Zacznijmy od tego ostatniego. Baby boomers to ludzie urodzeni po II wojnie, dorastali w czasie wielkich przemian społecznych końca lat 60. i lat 70. Identyfikują się z takim miejscem w historii. Ich dzieci to pokolenie X, małe brzdące z Woodstock. Zostali wychowani na bardzo długiej smyczy. W dużej mierze od małego sami musieli o siebie dbać. W latach 80. i 90., kiedy wchodzili w dorosłość, nikt się nimi nie interesował, nie było na ich temat filmów ani artykułów. Wykształcili w sobie odporność i samodzielność. Z ochotą uczestniczyli w przemianach ery Reagana - wolny rynek, robię, co mi się podoba, sam o siebie dbam. Są indywidualistycznym pokoleniem ze słabo rozwiniętym poczuciem wspólnotowości. W 1995 r. Robert Putnam napisał swój słynny esej, rozwinięty później w książkę - "Bowling Alone", o tym jak zanika w Ameryce kapitał społeczny.

To również czas wzmożonej imigracji młodych, kraj rozwarstwił się pod względem statusu społecznego i ekonomicznego.

Jak pan popatrzy na popkulturę tamtych czasów, choćby hip-hop - jest bardzo miejska i akcentuje element przetrwania, brania losu w swoje ręce.

Milenialsi mają całkiem inne ulokowanie w historii. To ludzie urodzeni w latach 1982-2004. Pierwsi z nich przyszli na świat, gdy kraj ogarniała moralna panika związana między innymi z szalejącą wtedy przestępczością. Nagle ludzie zapragnęli lepiej zaopiekować się dziećmi. W poprzednich dekadach puszczali je samopas, teraz chcieli wykształcić w nich poczucie sensu i celu w życiu. Termin "wartości rodzinne" (family values) zaczął pojawiać się w debacie publicznej w połowie lat 80. Nagle ludzie z pokolenia wyżu dostrzegli, że dzieci w ogóle istnieją.

Boomersi? Ci sami, którzy targali biedne maluchy na Woodstock?

Młodsi przedstawiciele tamtego pokolenia. Jako grupa o potężnej sile kulturowego oddziaływania zaczęli odmieniać kraj, skupiając się na dzieciach. To oni wymyślili minivany, foteliki samochodowe i cały ruch ochrony dzieci, który stworzył nową gałąź przemysłu - kaski rowerowe, zaślepki do gniazdek elektrycznych i tę całą masę gadżetów. To boomersi wypromowali rodzinne porody. W latach 70. tylko 20 proc. ojców było obecnych przy porodzie, pod koniec kolejnej dekady już 65 proc. Dziś 80 proc. Te wszystkie zmiany dały początek całkiem innemu pokoleniu. Chyba najważniejszą cechą milenialsów jest to, że są wyjątkowi.

Na czym polega ich wyjątkowość?

Wszyscy się nad nimi pochylają. Media, specjaliści od edukacji, politycy. Ale przede wszystkim rodzice. Krążą nad nimi jak helikoptery, monitorując ich każdy ruch.

Efekt jest taki, że - jak krzyczy okładka "Time'a" sprzed kilku lat - rośnie pokolenie leniwych narcyzów.

To tylko jedna z interpretacji. Wynika z międzypokoleniowego niezrozumienia. Menedżerowie, którzy zatrudniają dziś młodych milenialsów, w większości pochodzą z pokolenia X. Ich podejście do zarządzania opiera się na egzekwowaniu przez krytykę. Tymczasem z milenialsa najwięcej wyciągnie się wtedy, gdy powie mu się tak: "Słuchaj, stary, jesteś super i oczekuję od ciebie superefektów". Rezultaty takiego pozytywnego zarządzania milenialsami są znakomite, wiem, bo prowadzę szkolenia dla menedżerów i dostaję feedback. Wielu szefom z pokolenia X nie przyjdzie do głowy, żeby tak zarządzać, bo zostali całkiem inaczej wychowani. Im nikt nigdy nie powiedział, że są super.

Co jeszcze wyróżnia milenialsów poza tym, że są wyjątkowi?

Są pod ochroną. I oczekują tego. Chcą, żeby o nich zadbano. To pokolenie o wiele bardziej roszczeniowe od poprzedniego, jeśli chodzi o oczekiwania względem opieki socjalnej od państwa i od pracodawców. Interesują ich też wszelkie terapie; szukają autorytetów, ludzi starszych, którzy coś im pokażą, dadzą wskazówki. Mieszkają w domu rodziców i im to nie przeszkadza. Odsetek młodych Amerykanów, którzy żyją z rodzicami, podwoił się od początku lat 80. Oczywiście jednym z powodów jest sytuacja ekonomiczna rodzin, ale równie istotne jest to, że pokolenie milenialsów dogaduje się dobrze z rodzicami. Dobrze im z tym, że starzy o nich dbają i radzą im, jak żyć.

Są konwencjonalni. Mówią, że gdy dorosną, chcą być dobrymi obywatelami, sąsiadami. Jak założą własne rodziny, oczekują, że ich rodzice będą im pomagać wychowywać ich dzieci.

I stronią od ryzyka. Jednym z rezultatów takiej postawy jest ogromy spadek przestępczości, jaki odnotowaliśmy w ostatnich dwóch dekadach. Przestępczość wśród ludzi poniżej 30. roku życia - czyli w tradycyjnie najbardziej gwałtownej grupie społeczeństwa - od momentu szczytu w połowie lat 90. spadła o 75 proc.

Twierdzi pan, że to zjawisko pokoleniowe? Słyszałem wiele teorii tłumaczących spadek zupełnie inaczej.

Oczywiście, też je znam, ale żadna nie jest przekonująca. Weźmy najpopularniejszą - poprawa technik policyjnych. Jeśli ją przyjąć, dane dotyczące przestępczości powinny być odmienne w różnych częściach kraju, bo różne miasta i stany mają całkiem inne strategie działania policji. Tymczasem spadek przestępczości dotyczy całych Stanów. Inna teoria mówi, że przestępczość spada, gdy gospodarka rośnie. Ale gdy nadeszła recesja, krzywa przestępczości nadal szła ostro w dół.

Ludzie odrzucają naszą teorię, bo jest zbyt szeroka. Ale fakty przekonują, że przestępczość jest mniejsza, bo mamy pokolenie z całkiem innym podejściem do rzeczywistości. Milenialsi po prostu nie chcą ryzykować. A przemoc nieodmiennie wiąże się z ryzykiem. Na stronach CDC [rządowe Centrum Zwalczania i Zapobiegania Chorobom] można znaleźć badania, w których stosunek do ryzyka mierzony jest niemal setką różnych wskaźników - od zapinania pasa w aucie, przez skłonność do bójek w szkole, po seks bez zabezpieczenia. Niemal wszystkie wskaźniki pokazują spadek ryzykownych zachowań młodzieży w ostatnich 15 latach. Używanie twardych narkotyków, tytoniu i alkoholu wśród uczniów szkół średnich jest najniższe od kilku dziesięcioleci, odkąd prowadzi się w Stanach takie statystyki.

Według pana milenialsi nie są pierwszym tego typu pokoleniem.

Historia ma swój rytm. Odkryliśmy, że różnice między pokoleniami się powtarzają. Pewne typy generacji następują po sobie w określonej kolejności. Te zmiany następują równocześnie z fundamentalnymi przemianami w życiu społecznym, które nazwaliśmy zwrotami. To nie dotyczy tylko historii Ameryki. Podobny wzorzec można wskazać w historii Europy czy Chin.

W Stanach ostatni zwrot nastąpił w 2008 roku. Weszliście w erę kryzysu.

Wcześniej mieliśmy czas rozprężenia, tzw. trzeci zwrot - wtedy w dorosłość wchodziło pokolenie X. W 2008 r. weszliśmy w czwarty zwrot - ten okres historycznie charakteryzuje się tym, że jest o wiele bardziej przełomowy od poprzedniego. To w czasie czwartego zwrotu zazwyczaj następuje upadek lub rozbiórka tradycyjnych instytucji, ich zupełne przeorganizowanie, odrodzenie. To wtedy również najczęściej pojawia się możliwość katastroficznych zmian w życiu ekonomicznym i politycznym. Największe wojny w historii z reguły następowały właśnie podczas czwartego zwrotu. Nie prognozuję nadciągającej wojny, zwracam tylko uwagę, że historyczna konieczność totalnej przebudowy zastanej rzeczywistości występuje w okresie, w którym teraz żyjemy.

Co wydarzyło się w czasie poprzedniego czwartego zwrotu?

Wielki Kryzys i II wojna światowa. Dziś mamy najgorszy kryzys od lat 30. Trwa już siedem lat i można wskazać wiele podobieństw do analogicznego okresu w ubiegłym stuleciu. Bezrobocie, strach przed deflacją, spadający popyt. Słynne określenie "stagnacja sekularna" [trwałe wyhamowanie wzrostu] zostało wymyślone pod koniec lat 30. przez Alvina Hansena, zwanego amerykańskim Keynesem. Ostatnio wskrzesił je Larry Summers, żeby opisać ekonomiczną rzeczywistość, w jakiej się znaleźliśmy.

Są również demograficzne podobieństwa. Spada współczynnik dzietności. W Stanach, w przeciwieństwie do Europy, podobnie jak w latach 30. zmniejsza się imigracja.

Kolejne podobieństwo - przestępczość. Wtedy też osiągnęła szczyt na początku lat 30., a przez resztę dekady i w latach 40. i 50. - spadała.

Ludzie z pokolenia G.I. [tak nazywano amerykańskich żołnierzy w czasie II wojny światowej], które wtedy dorastało, mieli świetne relacje z rodzicami, wielopokoleniowe rodziny żyły wspólnie. Byli też pokoleniem zaangażowanym w pracę wspólnotową, to był czas silnych związków zawodowych i walki o lepszy socjal. W większości głosowali na partię broniącą silnej pozycji państwa, podobnie jak dziś milenialsi.

Nawet w geopolityce dostrzec można pewne podobieństwa - różnej maści autorytarne reżimy, tak jak wtedy, pozostają dziś poza kontrolą społeczności międzynarodowej i robią, co im się podoba. Wystarczy porozmawiać z ludźmi w Estonii czy na Łotwie albo w Singapurze i na Filipinach, żeby się przekonać, jak silne są ich obawy z tym związane.

Nie jestem deterministą, nie twierdzę, że czeka nas dokładna powtórka z historii. Wskazuję tylko historyczne paralele wynikające w dużej mierze z cyklicznych zmian pokoleniowych. Musimy im się przyglądać.

Jaką rolę mają do odegrania milenialsi w czasie obecnego kryzysu?

Ich kolejną cechą - o której jeszcze nie powiedzieliśmy - jest skłonność do konsensusu, praca zespołowa. To predestynuje ich do budowania nowej wspólnoty ideowej, wciągnięcia wszystkich w jeden wspólny projekt. Użyją do tego portali społecznościowych i innych narzędzi.

Jaki to będzie projekt?

Tego nie wiem. Ale jest jeszcze jedno podobieństwo do lat 30. - gniew. Ukradliście nam przyszłość - mówi wielu milenialsów. Nie chodzi im tylko o niskie pensje i ogromne długi po zaciągniętych pożyczkach na studia, ale też choćby o globalne ocieplenie. W latach 30. gniew w Stanach i w Europie również był wielki. Doprowadził do powstania faszyzmu. Wtedy ludzie też wkurzali się, że ich przyszłość została przehandlowana przez korupcję, wojny, polityczne deale. Dziś wraca ta melodia - nasza przyszłość miała być wspaniała, ale ją przehandlowaliście. Musimy ją odzyskać. Jeśli trzeba, zrobimy to z użyciem siły, z pomocą liderów, którym zaufamy. Może się okazać, że ci liderzy będą chcieli rozwalić zastany porządek.

W Europie chce go rozwalić na przykład premier Grecji Aleksis Tsipras. W Stanach ogromną popularnością wśród młodych cieszy się socjalista Bernie Sanders. 

Jedną z cech czwartego zwrotu jest skrajna polaryzacja. Często wynosi do władzy siłę polityczną pochodzącą z zupełnie nieoczekiwanej strony. Wspomniałem faszyzm, ale projekty mogą być różne. To w okresie czwartego zwrotu w Ameryce powstała Partia Republikańska. Wykluła się w wyniku dramatycznych podziałów dotyczących kwestii niewolnictwa. Pierwszym prezydentem z jej ramienia został Abraham Lincoln, a później Republikanie zdominowali amerykańską politykę na kolejne dekady.

Podobna polaryzacja ma miejsce dziś, a jej twarzami w obecnej kampanii prezydenckiej są Bernie Sanders z jednej strony i Donald Trump z przeciwnej. Ciężko dziś w amerykańskiej polityce wskazać centrum. Trudno też przewidzieć, co z tej polaryzacji ostatecznie wyniknie. Wiadomo jedynie, że milenialsi wspierają polityków, którzy stoją po stronie wspólnotowości i silnej roli państwa. Ich naturalną cechą jest potrzeba robienia rzeczy w dużej grupie, dzielenia się, patrzenia na to, co robią inni. To z tej potrzeby powstał świat portali społecznościowych.

Wielu krytyków młodego pokolenia twierdzi, że ten świat jest udawany i wyjaławia relacje.

Po czynach ich poznacie. Krytycy Facebooka, również młodzi, z reguły mają na nim swój profil i codziennie go uaktualniają. Po prostu tak się teraz żyje. Idea używania technologii do utrzymywania kontaktu wszystkich ze wszystkimi jest potężnym zjawiskiem dotyczącym milenialsów, najbardziej odróżnia ich od reszty.

Unikam odpowiadania na pytanie, czy to dobrze, czy źle. Tak po prostu jest. Milenialsi sami przyznają, że przyjmuje to nadmierne formy albo bywa używane w złych celach.

Ale badania nie pozostawiają wątpliwości, że to pokolenie o wiele bardziej niż poprzednie nastawione jest na zespół, zgodę, współpracę. Ma też całkiem inną życiową perspektywę. Kiedy my wyjeżdżaliśmy na studia, a potem zaczynaliśmy pierwszą pracę, w nowych miejscach nie znaliśmy nikogo. Oni, zanim tam się zjawią, znają już wszystkich z Facebooka. Co więcej, gdy się przeprowadzają, za pośrednictwem portali zabierają ze sobą całe życie towarzyskie, całe swoje środowisko.

Starsze pokolenia mają problem ze współpracą, proszę spojrzeć na dzisiejszych rządzących. A milenialsi przeciwnie - nie znoszą konfrontacji, zawsze szukają płaszczyzny porozumienia. Na tym właśnie polega pokoleniowa zmiana - wnosi do życia społecznego nową jakość.

Oczywiście, kiedy pokolenie się starzeje i zaczyna dominować, staje się pokoleniem rodziców i liderów - nieuchronnie nadużywa siły, a jego pozytywne cechy z młodości mogą ulegać zwyrodnieniu. I wtedy znów potrzeba powiewu świeżości od pokolenia, które podąża za nim.

Generacja, która nastąpi po milenialsach, dziś przychodzi na świat. Jeszcze nie ma nazwy. Nie wiemy dokładnie, jaka będzie, ale historia podsuwa nam podpowiedzi...

***

W tym momencie Howe zawiesza głos, uśmiecha się i mówi, że musi lecieć na konferencję. Gdy się rozłącza, zaglądam jeszcze raz do Wikipedii. Według jego teorii po erze kryzysu, która potrwa jeszcze kilkanaście lat, nadejdzie wzlot - po wielkich przemianach społeczeństwo odzyska siły i wiarę w świetlaną przyszłość.